Jakoś tak niedawno miała miejsce czterdziesta druga rocznica premiery kultowej komedii (dla niektórych) "Nie lubię poniedziałku".Czyli, lekko licząc jesteśmy równolatkami.Mam nadzieję, że ani film ani ja nie straciliśmy nic na aktualności.Poniedziałku chyba nie lubi nikt.Ja przynajmniej nie znam nikogo takiego.Ja sam bardziej niż poniedziałku nie znosze ryżu na mleku albo typowo angielskiego porridźa.Fuj.Jednak moja awersja do poniedźiałku jest trochę innego typu.Otóż mój poniedziałek zaczyna się w niedzielę.Chcę wypiç parę piw - nie wolno.Chcę sobie pojechać gdzieś dalej - nie bardzo, bo wcześnie trzeba wstać.Zakupy trzeba zrobić, trzeba pomyśleć o której ruszyć, ,żeby zdążyć na czas .Czyli tak naprawdę ja już w niedzielę bardziej jestem w pracy niż z rodziną .Przychodzi poniedziałek, budzik dzwoni o jakiejś śmiesznej porze i pierwsza sprawa o jakiej myślę to ta , kiedy znowu zobaczę się z moją żoną. Ruszam w trasę ( lub bardziej countrowo : na szlak ) i przez pierwszy dzień przestawiam się na właściwe tory. Potem jest pierwsza noc w normalnym łóżku i do końca tygodnia jest spoko.Do piątku.Wtedy jadę do domu, cieszę się, że idę spać z moją Wiolką.Pierwszą noc przesypiam jak królik, bo trzeba się przyzwyczaić do łóżka, druga jest ok,potem przychodzi niedziela i ktoś, kto uważnie czytał może wrócić do początku wpisu. Powie ktoś,rzuć tą pracę.Problem polega na tym, że ja nie lubię się poświęcać. Gdzieś przeczytałem, że najcięższa praca to taka, której sie nie znosi.Co ma powiedzieć jakiś księgowy, który co rano jedzie autobusem do biura, spedza tam cały dzień a potem wraca tym samym zatęchłym autobusem.Nawet żona się już nie cieszy z jego powrotu, bo to jest schemat.Ja cały czas sam decyduję o większości swoich poczynań a moja żona cały czas wita mnie z uśmiechem.Hm, może w gruncie rzeczy ten poniedziałek nie jest taki zły? W końcu lepsze to niż bycie księgowym.
|
Archives
May 2015
Categories |