Miałem sen o przyjaźni. Tej prawdziwej, największej. Tej, gdzie wszystko się wspólnie dzieliło. Razem się spało, razem się piło.
Miałem sen o przyjaźni . Tej prawdziwej, braterskiej. Tej, gdy szkoły się razem kończyło. Tej , gdy w wojsku się rany nie zadane liczyło.
Miałem sen o przyjaźni. Tej prawdziwej, największej.
Nie, że była. Że przeszła.
To jest wiersz, który dosłownie wypadł dzisiaj z mojej głowy. Śniło mi się dwóch moich najlepszych kumpli z dawnych czasów. Takich, których wszyscy mieliśmy. W tym moim śnie, po prostu mnie olali. Tak normalnie i naturalnie, że aż się obudziłem. Gdy się obudziłem, to wiersz zaczął się tworzyć sam, jak ciasto drożdżowe. Dziwne uczucie. Potem zacząłem drążyć temat.
Szkołę średnią przeszliśmy razem, do matury przygotowywaliśmy się razem. Ze względu na moje nieprzeciętne zdolności matematyczne, nauczyciel zabronił mi do niej podchodzić. Powiedział dosłownie:
- Ja Tobie zaliczam szkołę, ale Ty nie podchodzisz do matury.
Wiedząc co chcę robić w życiu, zgodziłem się natychmiast. Jasiu z Krupanem się uczyli, ja pilnowałem piwa:)
Potem pomagałem im oswajać się z wojskiem a przez te wszystkie lata, co sobotę urządzaliśmy ,, garażówy", piwo, muzyka, Iwona. Wszystko w garażu na Alejach.
Impreza po zakończonej szkole była najpierwszą i chyba najgłośniejszą na Osiedlu ,, Dąbrówka", którego jeszcze wówczas nie było. Potem znalazły się Wiolka, Mariola i Ania, trzy kumpele. Dla każdego po jednej. Znowu razem spędzaliśmy czas.
Wyjechałem. Dwa lata później spotkaliśmy się na Dąbrówce. Ja w dżinsach i ze skrzynką Specjala. Oni na bojowo, przy zastawionym stole, z żonami i dziećmi. Zrozumiałem, że to już jest tylko znajomość, nie przyjaźń. Ostatnio, nawet nie znalazłem dla nich czasu.
Dzisiaj kopnęli mnie w tyłek. Czyżbym mieszkał za długo w Anglii?